Wychowanie dzieci – ale gdzie?

W jakim miejscu i pośród jakich ludzi dzieci podlegają wychowaniu. Gdzie tak naprawdę powinny się wychowywać i pod czyją kuratelą? To jest pytanie, na które chcielibyśmy dziś odpowiedzieć.

Kto narzeka na wychowanie dzieci

Mowa o wychowywaniu dzieci pada z ust ludzi zazwyczaj wtedy, gdy wokół nich dzieje się coś złego. Dopóki nauczyciel lub dyrektor szkoły nie zadzwoni po rodziców, dopóki policjant nie zapuka do drzwi lub lekarz nie zadzwoni, aby powiadomić o ciąży córki, dopóty każdemu się wydaję, że wszystko gra. Ale gdy tylko takie sytuacje przybierają na sile, nagle zaczyna się szukać winnego tego zamieszania.
Gdy tylko okazuje się, że w szkole dziecko zaczyna przeklinać „jak szewc”, to od razu pośród szkolnego grona powstaje rozmówka na temat złego wychowania tego ucznia. Grono nauczycieli deliberuje nad brakiem wychowania dzieci przez rodziców. Ale gdy tylko odwrócimy sytuację i dziecko po szkole przychodzi przeklina i bije swoje młodsze rodzeństwo, to podnosi się od razu raban, że to wina szkoły, bo źle wychowuje, bo w naszych czasach to było lepiej, bo nauczyciele za mało zarabiają i mają w nosie obowiązek wychowywania uczniów. Nauczyciele zganiają całą winę na rodziców, a rodzice obwiniają nauczycieli. Ci pierwsi powiedzą, że szkoła nie wychowuje tylko uczy, a ci drudzy powiedzą, że nie po to wysyłają dzieci do szkoły żeby jeszcze trzeba było je wychowywać w domu. A jak przychodzi do konfrontacji pomiędzy nimi to mówią, że ta dzisiejsza młodzież jest jakaś inna, zwalą winę na kolegów lub na telewizję. I w ten oto sposób narzekają wszyscy.

Kto powinien wychowywać

Kto ma w tej sytuacji rację? Żeby otrzymać odpowiedź należy się przyjrzeć faktom i poruszyć dwie kwestie. Po pierwsze, kto powinien wychowywać, a po drugie, kto tak naprawdę wychowuje.
Odpowiedź na pierwsze pytanie jest łatwiejsza. Dziecko jest własnością rodziców. Ponoszą oni prawną i rodzicielską odpowiedzialność do osiągnięcia przez dziecko wieku 18 lat. Ich rolą jest nie tylko żywić, ubierać i zapewnić dach nad głową (na ich koszt oczywiście), ale też wychować na dobrych i porządnych ludzi. Powinni oni:
• dać im wzór do naśladowania,
• nauczać co jest dobre, a co złe,
• wskazywać drogę, która doprowadzi ich do sukcesu osobistego,
• pokazywać błędy, jakie popełniają,
• wskazywać metody ich uniknięcia.
Tymczasem szkoła, przynajmniej w teorii ma zadanie przekazać dzieciom wiedzę poprzez wyspecjalizowanych nauczycieli i nauczyć jak ją wykorzystywać w praktyce. Na tym rola szkoły się powinna kończyć.

Praktyka wychowawcza nie pokrywa się z teorią

W praktyce wychowanie dzieci wygląda zupełnie odwrotnie. To właśnie głównie ze szkoły dzieci wynoszą złe wychowanie, brak szacunku dla rodziców i osób starszych, wulgarne słownictwo, brak chęci do pomocy, brak czułości i miłości do bliźniego, a resztę dopełnia towarzystwo podwórkowe. Większość nauczycieli wzrusza ramionami, bo przecież to rodzice powinni wychowywać. Część z nich uważa, że nie mają za to płacone, więc się tym zbytnio nie interesują i wcale się im nie dziwię. Dlaczego tak jest? Ponieważ dzieciak przesiaduje przez bite 5-7 godzin pomiędzy rozwydrzoną hałastrą. W dodatku jeśli rodzice długo pracują, to czas wychowywania przez szkołę wydłuża się do 10 godzin.
Dopiero bardzo późnym południem zaczyna się czas wychowywania dzieci przez rodziców. Jeśli odejmiemy od niego czas na „obiado-kolację”, obejrzenie w telewizorze bajki przez dzieci i dziennika i filmu przez dorosłych to pozostaje powiedzieć dziecku: – Dobranoc.
Tak więc jak widzimy, niemożliwym jest twierdzić, że szkoła nie wychowuje. Owszem, robi to chociaż to nie jej cel. Wychowuje zawsze środowisko, w którym obraca się nasz dzieciak. Można powiedzieć, że pozostaje jednak rodzicom jeszcze sobota i niedziela. Zgoda, pod warunkiem, że w te dni nie pracują, nigdzie nie wyjeżdżają i cały dzień spędzają z dziećmi, a nie przy pracach domowych wyganiając swe pociechy w objęcia „podwórkowych wychowawców” czyli kolegów i koleżanki.

Kogo winić o zaistniałą sytuację

Teraz kiedy znamy fakty, nie dziwmy się, że nasza współczesna młodzież tak szybko sięga po papierosy, narkotyki i alkohol, wcześnie uprawiają seks, są wulgarni i prześladują młodszych i słabszych nie szanując ani nauczycieli, ani rodziców. Oni chcą nas po prostu naśladować, chcą czuć się dorosłymi, chcą samodzielności i wolności od zakazów, chociaż stopniem rozwoju daleko im jest do tego.

Wina jednak leży po dwóch stronach. Po części po stronie rodziców (uwaga! – nie jest to reguła), ponieważ zazwyczaj:
• nie inwestują swojego czasu dla nich, nie tłumaczą i nie wyjaśniają im wraz z wiekiem na czym polega życie dorosłego człowieka,
• nie rozmawiają z nimi o szczerze o problemach dojrzewania,
• nie potrafią się z nimi bawić i trochę powariować,
• są leniwi by wykrzesać z siebie odrobinę prawdziwego zainteresowania się ich światem,
• zabierają im dzieciństwo, które szybko przechodzi w szarą rzeczywistość,
Po części leży po stronie państwa, które zmusza ustawowo do posyłania dzieci do szkoły wpychając ich w objęcia ludzi, którym nie zależy na dobru obcych dzieci.
Co pozostaje dzieciom? Wejście w cechy dorosłego człowieka w brutalny i bezpardonowy sposób ucząc się wszystkiego od kolegów i koleżanek w szkole i na podwórku. To właśnie pośród takiego otoczenia uczą się przeklinać, dowiadują się jak się zaciągać papierosem, gdzie można kupić narkotyki, w brutalny sposób dowiadują się o seksie z ordynarnych dowcipów.

Nasze rady

My swym dzieciom zawsze powtarzamy, że na dorosłe życie mają jeszcze czas, a teraz dopóki są dziećmi niech używają prawa do dzieciństwa jak najdłużej się da, niech się wybrudzą w piachu, wyszaleją nad wodą i wybawią się, bo życie dorosłego człowieka nie pozwala na takie rzeczy. A w wiek dorosłości wchodzą stopniowo, bez szoków i napięć, bez wyśmiewania i gnębienia. Choć wiedzą co to są papierosy, narkotyki i alkohol, wiedzą też dokładnie jak szkodzą. Przychodzą do nas porozmawiać, bo wiedzą, że ich kochamy i mogą z ufnością podzielić się z nami swymi spostrzeżeniami.
Dlatego czas poświęcony dzieciom na wychowanie powinien być dłuższy od tego jaki przebywają poza domem, aby zneutralizować negatywny wpływ otoczenia. I to nie tylko w sobotę czy niedzielę. Tu chodzi o systematyczne, codzienne przebywanie z dziećmi, rozmawianie o poważnych sprawach, żartowanie, wspólne czytanie książek, zabawę i wpływanie na ich postępowanie tak, aby widzieli piękno w dzieciństwie, a nie w szarości życia dorosłego człowieka. Wszystko po to, abyście przede wszystkim nie żałowali swego postępowania w stosunku do waszych pociech za kilkanaście lat.

About the author /


Related Articles

Archiwa

Latest

+

Random

+