Rate this post

Książki są od niedawna modnym tematem. Jest to dobra moda, bo dzięki niej więcej ludzi sięga po książki, a przez to rozwija swoją wiedzę, wyobraźnię czy empatię. Wszystko zaczęło się od tego, że w 2010 roku postanowiono podnieść VAT na książki z zera aż do 8%. Pojawiły się wówczas petycje studentów i nie tylko, apelujące o zniesienie tego postulatu. Nic z tego nie wyszło, co zasmuciło sporą część naszego społeczeństwa. Księgarnie bardzo skorzystały na tym zamieszaniu. Co jakiś czas – właściwie to od paru miesięcy non stop – organizują wyprzedaż książek. Ludzie, zdając sobie sprawę, że wkrótce książki będą kosmicznie drogie, kupują na takich wyprzedażach, pod hasłem “książki wyprzedaż“, w ilościach niemal hurtowych. Ale nie ma co się dziwić – w końcu książek nigdy nie za wiele, a nie kupić ciekawej lektury, która teraz kosztuje 10 zł, a przed obniżką kosztowała 5 razy więcej, to niemal grzech. Przecena książek sprawia, że nie tylko klienci mają znacznie więcej lektur w domu i wyrabiają sobie nawyk czytelnictwa, ale również księgarnie mają spory zysk. Utarg całkowity takiej księgarni jest znacznie wyższy, niż w czasach gdy ceny były “normalne”, ponadto księgarnie zyskują nowych, wiernych klientów, którzy nawet po podwyżce cen, będą tam kupować książki (cel ten księgarnie osiągają poprzez rabaty dla stałych klientów itp.). Bardzo często na witrynach takich księgarni pojawiają się najmodniejsze ostatnio tytuły, które również przyciągają klientów. I mimo, że ich cena wcale nie jest obniżona, klient, który “zaoszczędził” kupując inne książki po kilka złotych, uważa, że może sobie “odrobić” i kupić tą jedną jedyną książkę za kilka razy więcej. Jedną z książek sprzedawanych w ten sposób jest np. “Nie potrafię schudnąć” dr. Pierre’a Dukana. Co prawda, najbardziej na całej akcji zarabiają księgarnie – ale również klienci są zadowoleni, oraz – a to chyba najważniejsze – dzięki książkom rozwijają się i są bardziej wrażliwi, czego nie da się przeliczyć na pieniądze.